Dekoncentracja – wstęp do kreatywności

Ostatnio byłam świadkiem sytuacji, która najpierw mnie rozbawiła, a potem skłoniła do refleksji. Jedziemy Alejami, mąż pewnie prowadzi, a tu nagle – na Rondzie Powstańców zawraca. „Cholera… co on robi?” – myślę i mówię na głos:
– Przecież nie jedziemy do Reduty, tylko do Centrum!

A on spokojnie odpowiada: Wracam, Zapomniałem kluczyków. Ale nie kluczy do biura….rozumiecie kluczyków od samochodu!!! A my właśnie tym samochodem jedziemyKiedy odzyskałam mowę (a trochę to trwało), uświadomiłam mu ten drobny szczegół. 

Przestraszył się, że to może początek Alzheimera. Ja, znając jego inne podobne „przygody” (których tu nie będę przytaczać), uznałam po prostu, że to kolejny przykład jego roztrzepania.

Zwykle traktujemy rozproszenie jak coś złego.
Wpojono nam, że tylko pełne skupienie i analityczne myślenie prowadzi do sukcesu. Ale prawda jest taka, że… odrobina dekoncentracji to często początek kreatywności.



Kiedy wieczorem przeczytałam mężowi zdanie z książki Henninga Becka „Mózg się myli”: „Dekoncentracja stanowi również ważne źródło kreatywności”
– od razu mu ulżyło.

Bo to prawda. Wielu kreatywnych ludzi ma swoje momenty „oderwania od rzeczywistości”. O Einsteinie krążyło przecież mnóstwo anegdot – a jednak to właśnie on patrzył na świat z innej perspektywy niż wszyscy.

By tworzyć, potrzebujemy zarówno skupienia, jak i przestrzeni na swobodne błądzenie myśli. Nie da się uruchomić kreatywności jedynie poprzez koncentrację.
Po intensywnej pracy umysłowej dobrze jest puścić temat wolno – pozwolić mu „dojrzeć” gdzieś w tle.
Wtedy, podczas zwykłego spaceru, kąpieli, czy nawet zmywania naczyń, nagle pojawia się to – genialne rozwiązanie, którego wcześniej nie widzieliśmy.

Dlatego nie bójmy się chwilowego „wyłączenia”  ( choć jednak nie w sytuacji gdy, prowadzimy samochód)
Niech to będzie spacer, prysznic, jazda autobusem – wszystko, co włącza nasz autopilot. To wtedy nasz mózg pracuje po cichu, tworząc nowe połączenia i pomysły.


A jeśli Twój partner kiedyś zawróci po kluczyki… do samochodu, którym właśnie jedziecie – nie martw się. To nie znaczy, że jest pierdołą, tylko jest kreatywny.
😉


Komentarze

Popularne posty